Po przygodach z dnia poprzedniego, wstajemy w miarę szybko, przecież czeka na nas cel większości turystów przyjeżdżających do Indii, Taj Mahal. Nasz kierowca zjawia się szybko, widać w dobrym humorze, no i jest fajnie :) Ruszamy w stronę Taj Mahal, parkując auto w dosyć sporej odległości, z racji pozamykanych dróg dojazdowych. Przy wejściu na teren grobowca, obowiązkowa kontrola, zabierają dosłownie wszystko, oprócz rzeczy ściśle osobistych. Samego grobowca nie będę opisywał, bo opisów są setki, a każdy inaczej odbiera piękno Taj Mahal. Mnie najbardziej urzekła biel marmurów z którego jest zbudowany (które podobno wcale nie są białe), nieskazitelnie symetryczna budowa (dzięki dobudowanemu w tym celu meczetowi po jednej ze stron) i przestrzeń za grobowcem, z widokiem na rzekę Jamunę i plac z drugiej strony. Według jednej z wersji, Shahdżahan miał w planach wybudować tam grobowiec dla siebie, identyczny jak Taj Mahal tyle że z czarnego marmuru. Nie doszło do tego, bo został uwięziony przez swojego syna Aurangzeba w Czerwonym Forcie, skąd mógł jedynie oglądać miejsce pochówku swojej ukochanej, Mumtaz Mahal... Ale to podobno tylko plotki.. :)
Z Taj Mahal, przemieszczamy się do Red Fortu. Na zwiedzaniu spędzamy sporo czasu. Red Fort ma swój urok, pomimo że większość pomieszczeń była akurat w remoncie, albo przed remontem i zamknięte, nawet nie wiemy kiedy mija parę godzin. Po wyjściu z Red Fortu, ruszamy w podróż do Delhi. Po drodze mieliśmy zajechać do opuszczonego miasta, Fatehpur Sikri, ale po dojechaniu w pobliże. rozpętała się konkretna ulewa, zamieniając i tak piaszczystą drogę w potok. Szybka narada, biorąc pod uwagę to, że mamy do przejechania całe Delhi, rezygnujemy ze zwiedzania Fatehpur Sikri.. No cóż, mam przynajmniej motywację, żeby wrócić z powrotem w ten rejon i zobaczyć ;)
Jadąc dalej w kierunku Delhi, zastanawia ilość mijanych po drodze instytutów, uczelni itp. Co parę kilometrów mijamy a to Instytut Rolniczy, a to przemysłu, a to znowu jakiś inny. Przynajmniej droga mija szybko i nie nudno.
Do Delhi dojeżdżamy z postojem na jedzenie w jakimś przydrożnym hotelu. Przez Delhi ja siedzę jako pilot naszego kierowcy, bo chłopaczyna kompletnie nie znał drogi. W sumie nawigowanie przez Delhi z mapą w ręku trudne nie jest, oznaczenia ulic i kierunków są bardzo dobre, więc idzie nam to dosyć sprawnie i w hotelu meldujemy się około 19 tej, rozstając się z naszym kierowcą, dzięki któremu przygód nie brakowało :) .