Geoblog.pl    mucha    Podróże    Indie po raz drugi (i nie ostatni), plus w bonusie Nepal.    Delhi
Zwiń mapę
2013
20
lut

Delhi

 
Indie
Indie, Delhi
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8568 km
 
W Delhi mieliśmy zaplanowane trzy dni.

Dzień 1.

Pobudka w miarę wcześniej rano, co biorąc pod uwagę to co działo się w nocy, było niezłym wyczynem. Otóż nasze pokoje znajdowały się na ostatnim piętrze, a na dachu nad nami były prawdopodobnie pomieszczenia pracownicze. pracownicy hotelowi po skończonej pracy, około 1 w nocy, zaczęli nad nami ostrą biesiadę, która skończyła się około 5 nad ranem. Co parę minut, dochodził odgłos jakby ktoś rzucał sporą kulę stalową na podłogę. Chyba grali se w jakąś grę. Na drugi dzień rano, próbując zgłosić to w recepcji, okazało się, że z nikim nie idzie się dogadać, bo nikt nie mówił po angielsku. Od paru pracowników recepcji, po menadżera hotelu! No nic, wyruszamy na Main Bazar Road, którą znają chyba wszyscy, z naszego hotelu jest to około 15 minut. Pałaszujemy śniadanie w przyjemnej knajpce na tarasie (nie pamiętam nazwy), prowadzonej przez Nepalczyków. W końcu gdzieś dostałem w miarę normalną kawę! Po ustaleniu planu ruszamy. Na pierwszy ogień, budynek parlamentu Indyjskiego, Brama Indii, a dalej się zobaczy. Pytając w naszej knajpce, ile powinniśmy zapłacić za rikszę, wskakujemy po ustaleniu ceny (startowała od 1000 rupii, stanęło na 150 ciu), jedziemy do Bramy Indii. Mijamy po drodze Conaught Place, olbrzymi plac na którym znajduje się niezliczona ilość sklepów, biur, urzędów itp. Po dojechaniu na miejsce, wyskakujemy i krążymy wokół Bramy Indii. Brama Indii, została wybudowana na początku 20 wieku, w hołdzie wszystkim hindusom, poległym w pierwszej wojnie światowej, a także na wojnach z Afganistanem. Dookoła niezliczone masy ludzi, miejsce to jest popularne wśród Hindusów jako miejsce na pikniki. Trawniki dookoła są pełne ludzi. Trafił się też idiota siedzący na krawężniku, na którego początkowo nie zwróciliśmy uwagi, a który w momencie jak przechodziliśmy koło niego zagrał na jakimś flecie, i z koszyka wyskoczył łeb kobry! Mijający nas turysta, tak samo odskoczył jak my. Ogólnie standard, masa naciągaczy, żebraków, sprzedawców czegokolwiek. Następnie ruszamy w stronę budynków parlamentu Indyjskiego. Z mapy i na oko wydawało się, że piechotą będzie ok, po chwili jednak łapiemy tuktuka :) Na miejscu strzelamy parę fotek, i wskakujemy w motorikszę, gościu na nas czekał. Mieliśmy w planach jechać do Ogrodów Lodich. Nasz rikszarz, stosuje stary trick, czy może nam pokazać sklep w którym są różne duperele, takie fajne a nie made in China, a później zawiezie nas na lunch do bardzo atrakcyjnej cenowo i jakościowo restauracji. Szybka narada, i jako że i tak mieliśmy w planach pokupować parę pierdółek, niech jedzie. Zajeżdżamy pod sklep, on mówi że będzie na nas czekał i wchodzimy. W środku konsternacja, bo gość przywiózł nas do sklepu z luksusowymi wyrobami, gdzie ceny szły w wielu tysiącach rupii. Aż takimi koneserami to nie jesteśmy :) Pobieżna rundka po sklepie, i wychodzimy. Nasz rikszarz zdziwiony, pyta się co się stało. Za nami wychodzi sprzedawca i rozpoczynają żywą rozmowę w hindi. Nasz rikszarz nie jest już taki miły, o restauracji z lunchem możemy zapomnieć :D i z łaską zawozi nas (chciał nas zostawić) pod bramę prowadzącą do Ogrodów Lodich. Na terenie Ogrodów Loddich, znajdują się grobowce dynastii Loddich i Sajjidów, rządzących sułtanatem Delhi w XV i XVI wieku. Po latach wokół wyrosły wioski, a grobowce niszczały aż do początku XX wieku, kiedy to żona ówczesnego wicekróla Indii uznała, że można je wkomponować w krajobraz, i tak właśnie powstały owe ogrody. Przechodzimy przez bramę i szok... Nagle cały zgiełk uliczny, gwar, odgłos klaksonów, które są nieodłączną częścią Indii :), ginie.. Zapada przejmująca cisza, słychać tylko ptaki, szum potoku który płynie przez ogrody i nic więcej. Naprawdę wyśmienity odpoczynek dla znużonych gwarem turystów. Przechadzka wśród grobowców dawnych władców Delhi, zapada w pamięci na długo. Ktokolwiek będzie w Delhi, polecam to miejsce. Po wyjściu z ogrodów, próbujemy łapać rikszę. Próbujemy bo, coraz to inny rikszarz na wstępie proponuje nam wizytę w sklepach, restauracjach itp. Dojeżdżamy w końcu na ulicę bazarową koło dworca centralnego, zakupy popierdółek w przyzwoitych cenach (masa targujących się o każdą rupię turystów spod Uralu, tutaj też dotarli) i kolacja w tarasowej restauracji. Dzień pierwszy minął.

Dzień drugi i trzeci.

Plan na drugi dzień pobytu w Delhi, to Red Fort, muzeum Gandhiego oraz miejsce jego kremacji i grobowiec Hamayuna. Po kolejnej wesołej nocy w hotelu, ruszamy na sniadanie w tarasowej knajpce, prowadzonej przez rodzinkę Nepalczyków, dalej łapiemy rikszę i naprzód. Zaczynamy od muzeum Gandhiego i miejsca jego kremacji, polecam. W muzeum sporo rekwizytów i rzeczy osobistych Mahatmy, warto zobaczyć. Dalej przemieszczamy się w stronę Chandi Chowk, czyli w pobliże Czerwonego Fortu. Red Fort może i ładny, robi wrażenie, ale jako że jest to już którys z kolei fort zwiedzany w Indiach, przelatujemy przez niego błyskawicznie. Po wyjsciu kierujemy się w stronę sikhijskiej swiątyni Gurudwara Sis Ganj Sahib, do której niestety nie wchodzimy, bo mój towarzysz podroży pomału zaczął łapać humorki i strzelać fochy. Trudno, mam pretekst żeby wrócić do Delhi ;) Dalej przemieszczamy się do Jama Masjid (największy meczet w Indiach). Przy wejsciu niemiła niespodzianka, bo chcą koniecznie nas skroić paręset rupii za wejscie do srodka, podczas gdy oficjalnie wstęp jest za darmo. Okazało się, że opłata owa jest za aparat fotograficzny, którego akurat nie mielismy, ale wesołki stwierdziły że w telefonach komórkowych mamy aparaty. Poziom irytacji sięga zenitu, wchodzimy więc pojedynczo zostawiając sobie telefony po kolei. Dzień zleciał na włóczeniu się po uliczkach, dalej po odswieżeniu się w hotelu ruszamy na słynną Main Bazar Rd, gdzie kończymy kolacją w "naszej" restauracji tarasowej. I tu zaczyna się to czego obawiałem się najbardziej. Już po zjedzeniu kolacji, zaczynam czuć żołądek podchodzący do gardła i skręcanie się jelit. Na wieczór planowalismy się jeszcze powłóczyć po bazarze, kupić jakies ostatnie pamiątki z Indii itp. Ja czuję, że mogę nie zdążyć do hotelu, więc rozdzielamy się z Darkiem, i wracam jak najszybciej do hotelu. Nie będę opisywał ze szczegółami tego co się działo w nocy, powiem tylko że nie wiedziałem czy mam siedzieć na kiblu czy koło niego. Szło ze mnie górą i dołem. Po ledwo przeżytej nocy, wyjeżdżamy z hotelu wczesniej rano, i zmierzamy do następnej częsci naszej podróży, NEPAL! :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (38)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
mucha
Robert
zwiedził 22% świata (44 państwa)
Zasoby: 184 wpisy184 83 komentarze83 1405 zdjęć1405 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
25.10.2024 - 26.10.2024
 
 
25.05.2024 - 29.05.2024
 
 
09.02.2023 - 23.10.2023