Po męczącym pobycie w Bombaju, ruszam na południe. Po spokojnym locie, ląduję na lotnisku w Ernakulam. Dla mnie jest to podróż trochę sentymentalna, bo odwiedzam Keralę po 9 latach. Po wylądowaniu widzę że praktycznie nic się nie zmieniło. Kerala wita mnie wszechobecną zielenią, rozlewiskami i sympatycznymi ludźmi. Jedyne co mnie tutaj razi, to wszechobecność komunistycznej symboliki, i wizerunki komunistycznych łajz. Niestety, biednym ludziom można nakłaść do łbów, co tylko się da... Nocleg miałem zarezerwowany w pensjonacie prowadzonym przez bardzo sympatyczną rodzinkę, dosłownie 20 metrów od bazyliki St. Cruz. Właściciel ogarnia sprawy jak bilety na Kathakali czy wyjazdy na back waters. Jeżeli ktoś będzie chciał namiary, to chętnie podam na priv (nie wiem czy tu można reklamować ;) ). Po odświeżeniu się ruszam od razu do kościoła św. Franciszka, gdzie był mieściło się pierwotne miejsce pochówku Vasco da Gammy. Płyta nagrobna widnieje do dzisiaj, jak również wmurowane płyty nagrobne w języku holenderskim. Warto zobaczyć. Dalej ruszam na spacer nabrzeżem, wzdłuż chińskich sieci. Przy nich rybacy sprzedają to co złowili, można trochę pooglądać różne gatunki stworzen morskich, krewetki olbrzymy, kalmary itp. W międzyczasie planuję cały pobyt, tyle co dam radę zobaczyć to synagoga żydowska, pałac Mattanchery (dutch palace), Kathakali i jeden dzień na back waters. Zaczynam od Synagogi, żeby tam się dostać łapię tuk tuka, i zaczyna się. Prośby, wręcz błaganie żebym wszedł do jakiegoś tam sklepu to rikszarz dostanie działkę. Oczywiście zlewam to. Sama Synagoga jest warta zobaczenia, niby niewielka, na pierwszy rzut oka, może się wydawać że nic ciekawego ale jednak. Na podłodze chińskie kafelki ręcznie malowane, każdy jest niepowtarzalny i różni się od innego. Po wyjściu stwierdzam że na zwiedzenie dutch palace jest za mało czasu, więc rezygnuję. Dalej spacer uliczkami i pierwszy dzień minął. Drugi dzień, jako że piątek, praktycznie wszystko pozamykane, więc spędzam leniwie, pod wieczór "zaliczając" Kathakali. Co to jest Kathakali chyba wszyscy którzy mogą to czytać wiedzą, więc nie ma sensu się rozpisywać. Naprawdę rewelacyjne przedstawienie. Na sobotę miałem zaplanowany wyjazd na back waters, wstałem wcześniej na śniadanie jak było umówione z właścicielem pensjonatu, a tu okazuje się że w całej Kerali jest strajk i wszystko pozamykane, nic nie kursuje itp. Faktycznie dziwne to było wrażenie, pusto na ulicach, zero autobusów tuk tuków itp. W każdym razie dzień w plecy. W niedzielę, czyli ostatni dzień mojego pobytu, jadę na back waters. Uczucia mam mieszane, bo w sumie tereny ładne, spokój cisza, ale chyba trochę za długo to się ciągnęło. Po powrocie na miejsce, lunch i znowu pływanie łódką po wąskich kanałach, podglądając życie ludzi żyjących bezpośrednio nad rzeką. Jakoś mnie to nie urzekło, obwózka białasów za parę rupii. Pod wieczórznudzony już trochę hinduskim żarciem, wynajduję włoską pizzerię (sic), niedaleko chińskich sieci. Pizza była naprawdę rewelacja, jadłem już pizze w Mediolanie, Rzymie czy Pisie i ta była identycznie dobra :) polecam każdemu kto będzie w Cochin. W poniedziałek bardzo wcześniej rano, a w zasadzie w nocy, bo 3 to noc, pobudka , i ruszam na lotnisko, następny cel Delhi. Bede tesknil za Kerala, i napewno nie bylem tu po raz ostatni :) Zdjęcia będę wrzucał już po powrocie do domu, bo wszystko piszę z telefonu, a mój nie obsługuje jakiejś tam wtyczki do dodawania zdjęć.