Kathmandu. Lubię to miasto. I Thamel, i resztę dzielnic, gdzie jest mniej turystów, a można poczuć prawdziwy Nepal. Chociaż i przechadzając się wąskimi uliczkami Thamelu, idąc w stronę placu Durbar, jest ciekawie. Maleńkie kamienice, z mikroskopijnymi drzwiami i okiennicami, dzieci bawiące się w podwórkach i wyglądające ciekawie na turystów. Do tego sklepy, powciskane w te domki, ze ledwo widać co tam jest. Jednym słowem to miasto ma swój urok. Najciekawsze są maleńkie taksówki, chyba 99% które widziałem, to były Daihatsu Charade, które według wszelkich prawideł, już dawno powinny być na zlomowcu, a jakimś cudem jeszcze jeżdżą. Styl jazdy taka taksówka tez jest ciekawy, podobnie jak w Indiach. Ale najciekawsze jest to, ze podczas mojego pobytu i w Indiach i w Nepalu, nie widziałem ani jednej stłuczki, czy wypadku. Podczas pobytu w Kathmandu, leniwie włóczyłem się po uliczkach miasta, objadając się w knajpach (szczególnie polecam Jak Cafe na Thamelu) jednym słowem relaks Fajny dzień spędziłem tez w osławionej stupie buddyjskiej, Bodanath, dookoła której knajpki z pięknymi widokami z tarasów, aż zapraszają do lenistwa. W środku panuje w miarę bloga cisza, nie słychać trąbienia czy gwaru ulicznego.Po trzech dniach w Kathmandu, ruszam do Pokhary, z czego najbardziej podoba mi się droga. Mógłbym lecieć samolotem, co by trwało około 25 minut, ale nie na tym cala zabawa polega. Piękne widoki na tej trasie, na długo zapadają w pamięci.