W końcu nadszedł ten czas. Jet airways uruchomił bezpośrednie połączenia z Ansterdamu do Bombaju i Delhi, z czego skwapliwie skorzystałem :) Po przyjeździe po raz pierwszy korzystam z możliwości wyrobienia wizy elektronicznej, co okazuje się strzałem w 10 tkę, bo do normalnej odprawy w immigration kolejka jak zawsze spora, a e wiza zaledwie parę osób. Od razu łapię taksówkę na Colabę i znajduję swój hotel. Rano ruszam powłóczyć się po Colabie, tradycyjnie Kingfisher w Leopoldzie na przywitanie Indii. Tym razem postanawiam zrobić coś innego, i wybieram się do kina :) Akurat świeżą premierę ma Fan z Sharukh Khanem, więc dwa razy się nie zastanawiam. Wrażenia niesamowite, seans rozpoczyna się od odegrania hymnu Indii, gdzie całe kino wstaje i śpiewa. Ogólnie oglądanie filmu to typowy folklor, pierwszy raz spotkałem się z tak żywiołowymi reakcjami publiczności, klaskanie itp, miałem wrażenie że za chwilę wstaną i zaczną tańczyć :) Naprawdę warto było się wybrać, jeżeli ktoś by chciał kiedyś się wybrać to byłem w Regal Cinema nieopodal Bramy Indii, bilet 250 rupii. Po kinie wybieram się na spacer dookoła Bramy Indii i koło hotelu Taj Mahal, pomiędzy ogromną ilością Hindusów, co zważając na to że to sobotni wieczór, nie dziwi. Przy okazji ląduję w knajpie Gokul, którą zdecydowanie polecam! Ceny o połowę niższe niż w Leopoldzie, duży wybór smacznego jedzenia i alkoholi. Przy okazji potwierdziły się po raz kolejny moje obserwacje, gdzie w miejscach sprzedaży alkoholu jest ciemno i ponuro, co ma chyba ludzi odstraszać od tego zgubnego trunku ;) Na zakończenie spacer bulwarem z widokiem na wieżowce po drugiej stronie zatoki, gdzie mieszka wyłącznie elita. Jutro ciąg dalszy i w końcu spróbuję Pav Bhaji, który to zaobserwowałem w jednym z odcinków z podróży po Indiach Ricka Steina :) Jest to uliczne danie, które zawiera cebulę, pomidory, tłuczone ziemniaki, oczywiście przyprawy i masło... ogromne ilości masła :)