Z mojego parodniowego pobytu w Kerali, ciekawą przygodą były odwiedziny u mojego kolegi, którego znam jeszcze z czasów pracy w Dubaju. Kilometrów zaledwie kilkadziesiąt, ale w Indiach odległości mają inne znaczenie. Do tego dochodzi jeden wielki plac budowy, jakim jest obecnie Ernakulam, ze względu na budowę linii metra. Zaczynam od jazdy autobusem z fortu do Ernakulam, gdzie powinienem się przesiąść na kolejny. Sama podróż autobusem, to jedna wielka przygoda, mój kręgosłup jęczał przy każdym najechaniu na każdą dziurę w drodze, a i zaliczyłem "małą" przygodę w wyniku której przy braku szczęścia mógłbym się pozbyć paru palców. Autobusy miejskie w Kerali jeżdżą bez szyb, za to z okratowanymi oknami. Dla równowagi, złapałem się takie kratki, tak że moje palce wystawały na zewnątrz. W pewnym momencie usłyszałem zgrzyt i odgłos pękającej, zgniatanej blachy, odruchowo puściłem się tej kratki, i odsunąłem lekko od okna. Okazał się że to był dobry wybór, bo między autobus którym jechałem, a betonową barierę którą były oddzielone pasy ruchu, chciał się wcisnąć kolejny autobus. Efektem tego było owe zdarcie blachy, która gdyby mi przejechała po palcach, to by nie było wesoło. Przynajmniej dla mnie :) Przesiadka, i tu znowu, każdy mówi co innego. Potrzebuję dostać się do Perumbavoor, miasteczka przemysłowego po drodze z Ernakulam do Munnaru, w końcu trafia się jakiś bardziej ogarnięty tubylec, który ładnie tłumaczy mi co i jak. Czekałem w jakimś chyba punkcie rozjazdowym dla autobusów, o czym świadczyło jedynie masa czekających ludzi, i co rusz podjeżdżające autobusy, do których wskakuje się zresztą w biegu. Napisy na autobusach w malayalam, całe szczęście że w każdym autobusie siedzą goscie, którzy sprzedają bilety, a przy okazji wykrzykują nazwy miejscowości do których jadą. Przez Aluvę, docieram do Perumbavoor, tam znajduję sklep, który mój znajomy zdążył otworzyć i dalszy dzień leci już bez przygód. Oczywiście nie licząc obwiezienia po najbliższej rodzinie, i sąsiadach, do czego już jestem przyzwyczajony :) Tak pomału i leniwie zleciało parę dni pobytu w Kerali, na ostatnią noc przenoszę się do hotelu raczej "na wypasie" niedaleko lotniska, i przez Mumbaj powrót do domu. Już w trakcie ponad 10 godzinnego oczekiwania w Mumbaju na lotnisku, planuję kolejny wyjazd do Indii, tym bardziej już zdecydowanie bardziej intensywny, mniej leniwy ;)