Majowy wypad do Nowego Jorku, wypadł w zasadzie spontanicznie. Miała być Kolumbia w lutym, jednak ze względu na sytuację covidową na świecie, stwierdziliśmy że nie będziemy podejmować ryzyka, i skorzystaliśmy z możliwości gratisowego przebukowania biletów w KLM. Lot przez ocean minął szybko, zwłaszcza że lubię przesypiać większość czasu, i lądujemy na lotnisku im. Kennedyego. Po odstaniu swojego czasu do odprawy immigration, ruszamy Air Train do stacji Jamaica, skąd dalej ruszamy na Manhattan gdzie mamy hotel. Koszt takiej podróży to około 10 dolarów, najpierw bilet na pociąg (kupuje się go już po podróży), a następnie metrem. Hotel mamy naprzeciwko Rockefeler Centre, z okna pokoju widzimy katedrę św. Patryka. Jako że w hotelu meldujemy się już późnym popołudniem, wybieramy się jedynie na spacer do Central Parku, zaliczając przy okazji pierwsze kroki ulicami Manhattanu.
Konkretniejsze zwiedzanie, zaplanowaliśmy na drugi i trzeci dzień pobytu. Zaczynamy wizytą na Liberty Island i Ellis Island, trochę w pewnym momencie żałując że musieliśmy stawić się na określoną godzinę, bo przechodząc ulicami, i widząc siedzących ludzi, kamery itp, zapytaliśmy policjanta co się odbywa, i okazało się, że to śniadaniówka jednej ze stacji tv, po czym dostaliśmy zaproszenie do wzięcia udziału :) Dojeżdzamy metrem do stacji Bowling Green, któa znajduje się w pobliżu Battery Park, skąd odpływają z kolei promy na obie wyspy. Zwiedzamy obie wyspy, przy czym chyba bardziej spodobało mi się na Ellis Island. Na przełomie 19 i 20 wieku, znajdowało się tutaj centrum imigracyjne, przez które przewinęło się około 12 milionów ludzi, przybyłych do Stanów w poszukiwaniu lepszego życia. Niektórz z różnych względów nie mieli tego szczęścia, i zostali zawróceni do miejsc skąd przybyli. W centrum imigracyjnym, znajduje się mnóstwo pamiątek, po ludziach którzy tam przybyli, w tym jest także sporo polskich akcentów.
Po powrocie na Manhattan, ruszamy w kierunku Wall Street, zaliczając przy okazji najdroższe lody w życiu, 34 dolary, WTC, i Time Square.
Drugi dzień rozpoczynamy od zaliczenia słynnych schodów z filmu Batman na Bronxie (nie radzę wybierać się tam po zmroku haha), wizyty w Empire State Building, po czym wybieramy się na Brooklyn do bardzo popularnego wśród tursytów miejsca, z widokiem na Most Brookliński i Manhattan Bridge, Dumbo. Stamtąd wracamy na Manhattan promem, zaliczając po kolei sławne delikatesy Katza, z wyśmienitym pastrami, odkrywając synagogę żydowską polskiego pochodzenia, wracając wyczerpani późnym wieczorem do hotelu.
Padamy zmęczeni, a około północy czeka nas przygoda, w postaci podróży nowojorskim metrem, w środku nocy na lotnisko LaGuardia, skąd polecimy do Miami :)
Podsumowując, zostało kilka miejsc które chciałem zobaczyć, a na które zwyczajnie nie starczyło czasu. Poruszanie się po Manhattanie nie mogę powiedzieć że jest proste, ale do ogarnięcia. Metro jest bardzo rozbudowane, i momentami gubiliśmy się między różnymi liniami, stacjami i przesiadkami.
Pogoda trafiła nam się piąkna, oprócz jednego dnia, kiedy akurat byliśmy na szczycie Empire State Building, i było widać jak ogromna burza nadciąga na Manhattan od strony Jersey.
Jedzenie z food tracków na Manhattanie jest cholernie drogie, nijaki hot dog żadna rewelacja, 10 dolarów.
Bilety na zwiedzanie Liberty i Ellis Island kupowałem z wyprzedzeniem przez internet, podobnie na wejście na Empire State.