Lądując w Pekinie, od razu udaję się do stanowiska immigracyjnego. Wszystko idzie gładko, pierwszą procedurę (skanowanie paszportu, odcisków palców czy twarzy), przechodzimy już dochodząc do stanowisk urzędników, w automatach przpominających automaty do samodzielnych odpraw na lotni0kach. Z wydrukowanym bilecikiem, idziemy do urzędnika, gdzie procedura po zad9niu standardowych kilku pytań, trwa niecałą minutę. Wychodząc z hali przylotów, kupuję kartę sim w automacie, koszt 100 juanów, (przeliczam juany na euro, dzielc je przez 7.7), co okazało się błędem. Ową kartę żeby uruchomić, trzeba pdać numer id, okazało się że chinskiego, oraz numer certyfikatu. Certyfikat ów, jest wstawiany przez urzędników, który świadczy że dany obywatel jest w stanie egzystować. Kupiłem w końcu sim w stanowisku obok, gdzie miła pani mi wszystko skonfigurowała, i po kilu chwilach, mogłem się "cieszyć" internetem. Cieszyć w cudzysłowie z tego względu, że rząd Chin zwyczajnie blokuje aplikacej ktore znamy, i na codzień używamy, czyli facebook, whatsup, messenger, czy wreszcie te które naprawdę się przydają, czyli google, i wszystkie aplikacje z nimi powiązane, więc również mapy...
Mając już wszystko ogarnięte, ruszam odprawić się na lot do Seulu, i dalej do samolotu.